środa, 31 października 2018

[omegaverse] You're mine – 1

     Patrzył na przepiękną grę świateł utworzoną przez kryształy żyrandolu w wielkim, wytwornym salonie. Letnie słońce wpadające przez szerokie okna zakrzywiały się na to większych, to drobniejszych kryształkach. Odbijały się na każdej ze ścian zajmującymi kleksami i fragmentami cienkich tęcz.
     Ciemnowłosy był więcej niż zachwycony, obserwując to intrygujące zjawisko. Wiedział, że to najzwyklejszy efekt czystego odbicia promieni słonecznych w szkle, mimo to nigdy nie widział tego w tak  rozległej formie.
     Bez wątpienia masywny żyrandol zawierał kilkadziesiąt, jak nie setkę drobnego szkła, które dodatkowo rozszczepiało światło między sobą wzmacniając wspaniały efekt.
     Ilia był tak zafascynowany procesem, jaki zaszedł, że mógłby w tym pokoju zostać już na zawsze. Jedynie wpatrując się w te kleksy.
     Bardzo żałował, że to wszystko – łącznie z żyrandolem należało do niezwykle nieprzyjemnej osoby. I może zarabiał znacznie więcej, niż gdziekolwiek indziej mógłby zarobić ze swoim statusem społecznym – w końcu był betą, wciąż jednak nie zmieniało to jego zdania na temat pracodawcy.
     A był nim apodyktyczny, materialistyczny, wredny manipulant pozbawiony sumienia. Co więcej, zboczeniec i perwers. Ilia nie mógł zliczyć, ile razy w ciągu pracy od dwóch tygodni doświadczył obmacywania po tyłku, biodrach i zdecydowanie przekraczających granicę jego komfortu psychicznego, złośliwych szeptów wprost do jego nadwrażliwych uszu.
     Znęcał się nad nim z upodobaniem, ot co. I może jeszcze jakoś by to przetrwał z zaciśniętymi zębami, gdyby nie robił podobnie innym pracującym w domu, choć nie w tym samym natężeniu. Kiedy do przepięknej, otoczonej pachnącym, barwnym ogrodem rezydencji zawitał Ilia, mężczyzna jakby przewartościował oczekiwania.
     Pastwił się nad nim bardziej niż na kimkolwiek innym w posiadłości, przez co coraz częściej rozpatrywał opcję z odejściem stąd jak najszybciej. Siostrzyczka, która załatwiła Ili tę posadę w dobrej wierze z pewnością zrozumie.
     Kiedy za kilka dni się z nią spotka, wyżali się jej ze wszystkich okropności jakie doświadczył. Zgniotą jego byłego pracodawcę dyskretnie, acz z niewątpliwie ogromną przyjemnością. Może nawet obsmarują go gdzieniegdzie aby ostrzec nieświadomych przed pracą u tego sadystycznego bezbożnika. Uśmiechnął się na samą myśl szatańsko. Odegra się, jak Boga kocha, da mu jeszcze popalić.
– Obijasz się, sekretareczko?
     O wilku mowa, pomyślał. Dłoń zwyczajowo wylądowała na jego pośladku i zesztywniał cały, zagryzając mocno dolną wargę. Bardzo powoli na opanowaniu, jakim przez całe swoje dwudziestoczteroletnie życie słynął, zaczynało pojawiać się coraz więcej pęknięć. Kiedy czara goryczy w końcu się przeleje, wybuchnie jak bomba atomowa. Zmiecie z powierzchni ziemi ten dom, żyrandol i jednego, cholernie zadufanego w sobie zboczeńca!
     Oddychaj, Ilia. Zbok, jakkolwiek bogaty by nie był, nie pokona twojej żelaznej woli. Jak na betę posiadał umysł cudownego dziecka. Jeśli nie wytrzyma tej sytuacji, spożytkuje go przynajmniej na zaplanowaniu jakiejś wymyślnej, długiej tortury dla swojego „pana”.
– Oglądam rozbłyski – odparł sucho, nie siląc się na przyjazny ton. Jako osobisty sekretarz tego wcielonego diabła mógł swobodnie przemieszczać się po całym terenie, na którym stała posiadłość. Wychodzić, kiedy chciał i wracać, o której zechce, tak długo jak nie kolidowało to z planami jego pana.
     Spodziewał się szyderstwa i wyzywania od panienek. Zdawało się, że nawet jego ciało samoistnie się napięło wyczekując tej chwili.
     Zamiast tego Arver zabrał dłoń z apetycznego tyłka młodszego bez słowa uszczypliwości. Ilia nigdy nie był tak blisko wykrzyczenia „Alleluja!”.
     Dzięki Ci, Boże, za Twą łaskę. Tak, jest wierzący. A przynajmniej na tyle, na ile się starał doganiać w tym swą doskonałą, anielską siostrę.
– Wychodzę za pół godziny, przygotuj się – poinstruował dziwnie bezosobowym tonem. Jakby nagle wszystko straciło na znaczeniu. Ciemnowłosy aż obejrzał się z wrażenia, a okrągłe okulary zsunęły się mu z nosa.
     Wysoki blondyn o wiecznie prostej jak kij postawie ubrał się dziś w granatową koszulę od garnituru, ciemne spodnie oraz pasującą do nich kamizelkę. Każde z jego ubrań było skrojone na miarę i odpowiednio opinało go gdzie trzeba, kiedy się poruszał. Bez wątpienia do twarzy mu w garniturach, szkoda że miał tak paskudny charakter.
– Wszystko w porządku? – wymsknęło się Ili, zanim zdążył wymierzyć sobie mentalny policzek.
     Nawet się nie zatrzymał, a machnął tylko olewczo ręką i wyszedł, zostawiając go pośród rozbłysków. Nie widział wyrazu jego twarzy, więc nie potrafił stwierdzić, co mu się tak nagle stało. Nigdy jeszcze nie widział, aby zareagował tak natychmiastowo… Brzmiało zbyt łatwo jak na diabła.
     Potrząsnął mocno głową, wyrzucając z niej zbędne myśli. Gdziekolwiek szli, musi się odpowiednio przygotować. Inaczej jak poprzednio nie da mu żyć, wytykając chociażby fakt, iż nieumiejętnie zawiązał krawat.
     Bycie genialnym dzieckiem nie równało się absurdalnej umiejętności doboru garderoby. Dlaczego nikt tego nie rozumiał?
*
     Przygotował się najlepiej, jak potrafił. Dwa dni temu poprosił o drobną poradę jedną osobę ze służby. Dzięki niej tym razem dobrze zawiązał krawat, a każdy element stroju znajdował się na swoim miejscu, włącznie z przedmiotami, które zawsze powinien mieć przy sobie. Żadnej nitki czy paprocha. Doskonale.
     Dla pewności ostatni raz sprawdził torbę, czy aby czegoś nie zapomniał. Długopisy z cienkim rysikiem i czarnym atramentem według upodobań oraz butelka wody dla diabła, notes z pełnym grafikiem, chusteczki, wizytówki firmy, dokumenty Ili, portfel, telefon i tablet do pracy. Odetchnął z ulgą, miał wszystko.
     Sprawdził zegarek, rozszerzając niebieskie oczy w panice. Wybiegł z pokoju, kierując się w stronę przeszklonego holu. Arver już czekał na niego przed drzwiami wraz z podstarzałym lokajem – jedyną osobą, do jakiej zdawał się mieć choć cień szacunku. Trzymał dłonie w kieszeniach spodni, łypiąc na niego ponuro.
– Spóźniłeś się – wytknął, gdy dotarł pod drzwi. Ilia rzucił okiem na zegarek. Właśnie minęła równa trzydziesta minuta.
– Jest równo, nie spóźniłem się.
– Kwestionujesz zdanie swojego pana, sekretareczko?
     Zacisnął zęby, wychodząc za nim na dwór i idąc w stronę podstawionego samochodu z kierowcą. W sumie tamtego chyba też nie obmacywał. Dlaczego tylko on musiał znosić to poniżenie? I jeszcze ta ksywa...
– Pan nie określił konkretnego przedziału czasu, które można uznać za spóźnienie. Zszedłem akurat w trzydziestej minucie, nie w trzydziestej pierwszej, a zatem nie spóźniłem się.
– To ja jestem panem, mogę zmieniać zdanie, kiedy mi się żywnie podoba. Ustalać zasady, zmieniać je. Jak się na to zaopatrujesz? – spytał prześmiewczo, czekając aż Ilia otworzy mu drzwi.
     Musiał usiąść z nim z tyłu i uzbroić się w grubą zbroję cierpliwości. Odepchnął od siebie krwawe myśli z udziałem blondyna, chrząknął.
– Będzie jak tylko zechcesz, panie – odparł wyuczoną formułką, wbijając beznamiętne spojrzenie przed siebie. Po tym kierowca przywitał się pokornie z Arverem, przerywając bezsensowną wymianę zdań. Ruszyli w drogę.
– Nie masz nic więcej do powiedzenia? – nie ustępował.
– Dokąd jedziemy i w jakim celu, panie? – Ilia celowo mówił irytująco służalczym tonem. Niejako prosił się tym aby bardziej się nad nim pastwił, ale skoro blondyn wkurzał go tak namiętnie… Dla odmiany czasem to Ilia przyprawi go o irytację. Mimo, iż nic po sobie nie pokazywał, wewnątrz czerpał z tego sporo jadowitej satysfakcji.
     Mężczyzna westchnął, opierając się wygodniej o oparcie. Zerkał przelotnie na sekretarza.
– Do restauracji, muszę spotkać się z jednym ze współudziałowców. Będziesz siedział cicho i notował wszystko, co wyjdzie facetowi z ust, cokolwiek by to nie było. – Uśmiechnął się nieprzyjemnie, czego Ilia nie miał szansy zobaczyć. – Możliwe, że trochę z nim wypiję. Będziesz polewał, szczególnie jemu. Przed końcem spotkania ma być pijany jak bela i zgadzać się na wszystko, rozumiesz?
– Jak sobie życzysz, panie.
– Jeżeli poprosi o twoje ciało, bez skargi masz mu je zapewnić w przy restauracyjnym pokoju – wymieniał z coraz diabolicznym uśmieszkiem, czekając na reakcję.
– Jak sobie ży… Słucham? – wydukał, rejestrując w końcu ostatnie polecenie. Wytrzeszczył przy tym oczy jak niedołężna staruszka, którą ktoś usiłował obrabować.
– Spełnisz kilka jego sprośnych fantazji, a potem opowiesz mi o nich z najdrobniejszymi szczegółami. Nie zapomnij zrobić mu kilku zdjęć, jeśli uśnie. Najlepiej, żebyś był z nim na nich, inaczej sprawa ze zdjęciami nie wypali – powiedział rzeczowo.
– To… To… – zbladł momentalnie, a wyobraźnia odesłała go do widoku tego, co usłyszał. Przeszedł go zimny, pełen obrzydzenia dreszcz i zatrząsł się mocno.
– Zrozumiałeś? Zdjęcia mają być dobrej jakości, ale stanowczo perwersyjne. Może mógłbyś go jakoś nagrać w trakcie…? Tak, to najlepsza opcja. Małe porno na pewno zrobi spore wrażenie na reszcie współudziałowców.
     Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Spojrzał na mężczyznę wielkimi, pustymi oczami. Usta wygięte miał w górę w sadystycznym pół-uśmiechu.
– Żartowałem. Gdzieżbym pozwolił komuś innemu położyć łapy na mojej osobistej sekretareczce? – zaśmiał się perliście, odważnie klepiąc młodszego po udzie.
     Ilia po raz pierwszy miał ochotę po prostu go zabić, tu i teraz. Coś w nim, być może to zimne, śliskie uczucie jakie czuł w żołądku odbiło się na jego twarzy, bo żartowniś przestał go dotykać. Przekręcił głowę na bok przypatrując mu się z większym zainteresowaniem.
     Dotąd milczący kierowca chrząknął z przodu, przerywając ich kontakt wzrokowy wraz z absurdalnym poleceniem.
– Proszę pana, jesteśmy na miejscu.
     Ciemnowłosy wyszedł z samochodu, wlokąc się jak na ścięcie. Wciąż czuł się trochę słabo, z trudem wyrzucił z głowy obraz siebie robiącego… To. Z jakimś obcym, obleśnym facetem.
– Notuj i nie udzielaj się, to twój jedyny obowiązek na dzisiejszym spotkaniu.

     Pieprz się, pieprz się, pieprz się! Boże, jak on go właśnie znienawidził. Przez krótki moment naprawdę uwierzył, że zrobi z niego prostytutkę. Cena za to, iż był… Posłuszny jak każdy inny beta. Chciało mu się płakać. Siostro, jak mogłaś tak beztrosko wepchnąć mnie w obszar bytu psychopaty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz