wtorek, 21 stycznia 2020

Wróg – 1


     Obserwuję z wystudiowanym spokojem Almę ściskającą ostrze czarownicy, które ma wbić w moje zimne serce. Drży nieznacznie, ale nie dlatego, że w krypcie jest chłodno, powietrze zwietrzało, a do ścian i podłogi przyległ kurz.
     Mój współlokator leży wygodnie w kamiennej trumnie w samym centrum pomieszczenia, mnie wcisnęliśmy w zwykłą drewnianą skrzynię o długości metra osiemdziesiąt oraz pół metra szerokości, w niewielką przestrzeń pomiędzy niego, a ścianę.
     Nie było czasu na kopiowanie scenerii po to by nadać jej kształt rodzinnego grobu. Poza tym planowałem dla siebie i Almy własny grobowiec położony gdzieś na Wyspach Owczych, skąd pochodziłem.
     Boi się, przepełnia ją tak wiele lęków, że nie na wszystkie potrafię odnaleźć remedium. W tym momencie zlewają się w jedno uczucie przypadające na stratę. Nie mam w planie szybkiego powrotu i wiem, jaką samotność odczuje. Żadne z nas nic na to nie poradzi, tak długo jak Jaime gdzieś się tam na mnie czai.
– Minimalnie 200 lat, Almo – przypominam, pragnąc aby w ten czas ktoś dobił mojego największego wroga na amen. Modlę się o to do jednej ze swoich bogiń. Od wieków nie jestem człowiekiem ani czarownikiem, jednak nie wyzbyłem się pewnych odruchów, a jednym z nich są rzadkie modlitwy do bóstw opiekuńczych. Czuję się spokojniej ze swoją wampirzą naturą i jednoczesną świadomością, iż nie utraciłem tego, co dla mnie fundamentalne. – Pamiętaj, o czym mówiłem. Wyjmij ostrze tylko i wyłącznie, gdy popadniesz w śmiertelne kłopoty. Poza tym…
– Co najmniej 130 lat przed odwiedzeniem Francji albo Anglii – mamrocze pustym głosem.
     Kiwa głową dłużej niż powinna i znowu zaczynam się martwić, czy poradzi sobie bez ochronnej parasolki nad cudownymi czarnymi lokami, którą rozkładałem od kiedy miała dwa latka. Decyduję się sięgnąć do czegoś na granicy sugestii i hipnozy, wiem, że zadziała, bo jako stwórca Almy jest szczególnie podatna na moją moc.
– Mój mały cud – szczebioczę jakby była tą samą dwulatką, którą znalazłem i adoptowałem. –Świetnie sobie poradzisz, córko – dopowiadam kojącym głosem, wkładając w nie dumę, miłość i szczyptę wampirzej magii. Powieki Almy opadają na długą sekundę. – Kocham cię.
     Rozwiera oczy, nagle w pełni przytomna i potrafiąca kontrolować ułamek strachu przed nieznanym. Wie, co zrobiłem i patrzy na mnie z grymasem. Z prawego oka wymyka się jej czerwona łza, a ja wzdycham głęboko, układam wygodniej i naciągam do połowy brzucha gruby koc podarowany mi chwilę wcześniej, ponieważ nie mogła znieść myśli, że będzie mi zimno.
     Uśmiecham się promiennie na tę niedorzeczność.
– Teraz – szepcę.
     Wbija we mnie ostrze. Czuję palący ból rezonujący od serca do wszystkich kończyn, chciałbym jęknąć, ale zanim struny głosowe zdążą wytworzyć dźwięk – ciało wiotczeje.
     Mój umysł zasnuwa nieprzenikniona czerń snu.
*
     Powietrze nie jest mi potrzebne do życia. Wampiry nie oddychają, ale nabieram go głęboko do płuc jakbym wciąż był śmiertelny. Przyzwyczajenie. Otwarcie oczu stanowi większe wyzwanie, powieki są ciężkie i od wewnątrz zdają się przyklejone do przesuszonego organu.
     Jestem zdezorientowany. Nie wiem, ile minęło od momentu, gdy Alma zabezpieczyła mnie w krypcie. Czarownica ostrzegała, że pobudka może zostawić utrzymujące się przez pewien czas nieprzyjemne skutki uboczne.
     Głód wtacza się do mojego umysłu niczym wirus. Zwija żołądek w roladę, a ta zostaje zmiażdżona w wyniku fali gwałtownych skurczy. Głód zawsze jest obecny i domaga się zaspokojenia. Zawsze rywalizuje o kontrolę w krytycznych sytuacjach.
     Ostatecznie udaje się mi odrobinę je rozewrzeć i chociaż wszystko jest rozmyte, przynajmniej opanowuję krwiożerczy instynkt. Nie mniej wątpię, czy w obecnym stanie mógłbym zrobić komukolwiek krzywdę. Nasłuchuję głosu Almy, kiedy do nozdrzy dociera woń świeżej krwi. Ktoś wciska mi do ust poszarpany przegub.
     Posoka zalewa gardło i krztuszę się. Ciemno szkarłatne krople ciekną po obu kącikach ust plamiąc zapadnięte policzki, zmuszając do przełykania. Moje wiotkie ciało na przemian napina się i rozluźnia. Czuję, jak pożywny posiłek odżywia każdą komórkę organizmu.
     Krew nagle przestaje płynąć, ale już dawno przestałem myśleć o tym, jakie to dziwne. W tej chwili zależy mi wyłącznie na dalszym gaszeniu pragnienia. Wgryzam się w skórę, potrzebując więcej.
– Dość – zakazuje surowym głosem dalszego picia. Wyszarpuje rękę spomiędzy moich chciwych ust.
     Dostaję kilka sekund na przyswojenie sobie głosu smacznego właściciela. Ponieważ nie widzę, prawda dociera z opóźnieniem. Musiałem wydobyć z dna przepełnionej szuflady pamięci twarz, a odraza jaką czuję sprawia, że mam ochotę zwymiotować zepsutą krwią, którą tak łapczywie piłem. Oszałamia mnie mieszanka gniewu i przerażenia.
     Odnalazł mnie.
– Wstań – mówi władczo Jaime.
     Próbuję się opierać, lecz na krótkim dystansie, jaki nas dzieli sprzeciwienie się graniczy z cudem. Ociągam się więc, a on szarpie mnie pod ramionami.
     Wiem, że jego niebieskie oczy przypominają zmarznięty lód. Jest wściekły, czuję to przez odnowione połączenie więzów krwi.
     Myślę „ty samolubny kutasie” i posyłam w jego skomplikowany, chory umysł.
– Nie nadwerężaj dłużej mojej cierpliwości, chyba że chcesz poobserwować jak wbijam ten magiczny sztylet w Almę – warczy na mnie.
     Alma.
     Poraża mnie realność groźby. Już raz odebrał mi kogoś, kogo kochałem… Zastygam jak kukła.
– Niech będzie – aprobuje cicho, po czym chwyta mnie za plecy i pod kolanami, unosząc do góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz